To jeszcze Aleksandra Sieczka
http://www.2x45.info/aktualnosci/62010/w...-cracovii/
Wspomnienia wojny i walka o obywatelstwo. Florian Loshaj spróbuje swoich sił w Cracovii
Autor: Aleksandra Sieczka
2020-01-15 18:31:36
Mały Peugeot, 15-godzinny wycinek podróży, dziadek z pistoletem przy głowie – to tylko kilka obrazów, które zostały w głowie 23-letniego Kosowianina. Zapraszam na podróż w czasie. Trochę dalej, do roku 1999, gdy jego rodzina uciekała ze Srbicy, i nieco bliżej, do tych lepszych momentów, gdy walczyły o niego dwie reprezentacje, Albanii i Kosowa.
Ucieczka do Belgii
Był małym chłopcem, kiedy wybuchła wojna w Kosowie. Dlatego w normalnych okolicznościach można by było powiedzieć z pełnym przekonaniem, że nie ma prawa zbyt wiele pamiętać. Ale w czasie wojny trudno mówić o normalności. Niektórzy pewnie staraliby się całkowicie wypchnąć te dramatyczne obrazy z głowy. I być może Florian też podjął taką próbę, ale ostatecznie połączył bardzo silne przebłyski z 1999 roku z tym, co opowiadali mu najbliżsi.
Lorenzo Veppi na swoim blogu zebrał wspomnienia chłopaka, którego dzieciństwo zostało brutalnie przerwane. Nagle, w jednej chwili, jego rodzice oraz siostra musieli wszystko porzucić, wpakować się do małego samochodu i opuścić Srbicę. – Mój dziadek wrócił tam kilka lat później i zobaczył dom przeszyty kulami – piłkarz snuje swoją opowieść. Jasno z tego wynika, że gdyby nie podjęli decyzji o ucieczce, mogliby tego nie przeżyć.
Na szczęście się udało. Teraz celem była Belgia. – Upchnęliśmy się w szóstkę w zdecydowanie za małym Peugeocie i mieliśmy przed sobą 15-godzinną przeprawę przez góry – wraca wspomnieniami do strasznego dnia. Jak łatwo można się domyślić, podróż nie była sielanką. I to bynajmniej nie przez brak miejsca w samochodzie. Florian dodaje, że niedługo po odjeździe zostali zatrzymani przez serbskich żołnierzy, którzy przepuścili ich dopiero wtedy, kiedy oddali im wszystkie oszczędności. Pieniądze na dalszą drogę dostali od wujka. Ale przynajmniej mogli jechać dalej cali i zdrowi. – Popchnęli mojego dziadka na kolana i przystawili mu pistolet do głowy – przypomina sobie.
Najpierw musieli przedostać się drogą morską z Albanii do Francji, a następnie złapać pociąg do Belgii. I chociaż tam byli już w miarę bezpieczni, to trudno było o jakiekolwiek wsparcie dla uchodźców. Ostatecznie wylądowali w gminie As z widmem deportacji nad sobą. – Moi rodzice ubiegali się o obywatelstwo, ale siedmiokrotnie usłyszeli, że im nie przysługuje – wyjaśnia Florian na łamach niderlandzkiego portalu „VI”. Zresztą, jego przyszłość też nie malowała się w jasnych barwach, ponieważ nie mógł trafić do profesjonalnego klubu bez belgijskiego paszportu. Udało mu się go otrzymać dopiero lata później, po zakończeniu szkoły średniej.
Wspomniany wcześniej wujek nie wkroczył do jego życia tylko na chwilę, by pomóc swojej najbliższej rodzinie przedostać się do Belgii. Teraz Hilmi Loshaj dba o interesy swojego bratanka. – Nie opuszcza jego żadnego meczu. Raz „ot tak” przejechał 2000 km, żeby zobaczyć, jak Florian poradzi sobie w starciu CSM Politehnica Jassy z CFR Cluj (przyp. red. 1:1, strzelił gola) – napisano na portalu „Bota Sot”. W tym samym czasie Hilmi utrzymywał, że rumuński klub będzie trampoliną dla młodziana.
Między Albanią a Kosowem
I to właśnie z wujkiem Floriana mieli kontaktować się przedstawiciele reprezentacji Albanii w okolicach października ubiegłego roku. Według portalu „Calcioalbanese”, sam szkoleniowiec Edoardo Reja bardzo chciał ściągnąć pomocnika do swojej kadry.
Ale Florian nie miał zamiaru nikogo zwodzić. Jasno podkreślał, że jego pierwszym wyborem jest Kosowo. – Mam belgijskie obywatelstwo, ale marzę o tym, żeby reprezentować mój kraj, czyli Kosowo. Nigdy nie zapomnę, że tam się urodziłem – mówił w rozmowie z rumuńskim portalem „GSP” po meczu z FCSB (zwycięstwo 2:1) w którym strzelił gola i w ramach cieszynki skrzyżował ręce w kształt orła.
Na efekty nie musiał długo czekać. W styczniu został powołany do seniorskiej kadry Kosowa i kilka dni temu wystąpił w towarzyskim meczu ze Szwecją (porażka 0:1)
Oddech dla klubu
Co ciekawe, jeszcze nieco ponad miesiąc temu ponoć w ogóle nie było mowy o jakimkolwiek wyjeździe z Rumunii. – Nie jest na sprzedaż i nawet nie wpłynęła za niego żadna konkretna oferta. Ale teraz go nie sprzedamy! Chcemy, żeby zapisał się w historii naszego klubu jako najdroższy transfer – podkreślał dyrektor wykonawczy klubu z Jassy, Adrian Ambrosie, w rozmowie z portalem „ProSport”. W tym samym artykule sugerowano, że „konkretna oferta” opiewałaby na ok. 500 tys. euro, a sam zawodnik potrzebuje jeszcze regularności.
Jak to jednak dość często bywa, sytuacja dość szybko uległa zmianie. I chyba ktoś nie do końca dobrze wszystko obliczył. Bynajmniej nie chodziło o sytuację stricte piłkarską, czyli 11. miejsce w tabeli z 22 punktami i jednym „oczkiem” zapasu ponad strefą spadkową. Okazało się bowiem, że – niespodzianka – klub ma poważne problemy finansowe i bez solidnego zastrzyku gotówki przy jednoczesnym zapewnieniu, że miasto dołoży 400 tys. euro, włodarze zwyczajnie nie dadzą rady utrzymać go na powierzchni. Wyprzedaż zaczęła się od tria Pantiru-Tarnovanu-Tanasa, za które zebrano pół miliona euro, będąc wciąż bardzo daleko od stabilności finansowej.
I dlatego trzeba było zmienić strategię. Anton Helesteanu, szef skautingu i ten sam człowiek, który ściągnął Floriana do Rumunii, przyznał w wypowiedzi dla „ProSport”, że w klubie teraz (chociaż minął zaledwie miesiąc) już są w stanie zaakceptować rozsądną ofertę za Loshaja. Podkreślił „rozsądną”, biorąc pod uwagę, że za tamtą trójkę dostali całkiem ładną sumę. Nic więc dziwnego, że oczekiwano podobnej kwoty i kategorycznie odrzucili pierwszą propozycję Cracovii, czyli 150 tys. euro. Ostatecznie udało się podbić stawkę do 300 tys. euro i zapewnić sobie 10% od przyszłego transferu Kosowianina. Warto również wspomnieć, że Loshaj został sprowadzony do klubu za darmo i według informacji „Ziarul de Iasi” dostawał jedną z najniższych pensji w zespole, bo ok. 2500 euro miesięcznie. Także trzeba przyznać, że i tak udało im się zrobić niezły biznes.
I chociaż Florian ma dopiero 23 lata, to dźwiga za sobą już całkiem niezły bagaż doświadczeń. A mimo wszystko według portalu „Bota Sot” jest bardzo skromnym, zdyscyplinowanym i przede wszystkim pracowitym piłkarzem. Teraz pozostaje „jedynie” kwestia, jak wyglądają te cechy w praktyce i czy wykorzysta szansę w Cracovii. Byle tylko nie wracały do niego żadne demony przeszłości.