Na froncie leningradzkim przeważnie było jednocześnie od 300 tys. do 700 tys. żołnierzy niemieckich. Uzbrojenie z fabryk leningradzkich dostarczano żołnierzom broniącym miasta, ale też przesyłano przez jezioro Ładoga do innych jednostek. (bodajże od stycznia 1943 r. przesyłano także drogą lądową wzdłuż jeziora, bo udało się stamtąd wyprzeć Niemców).
Flota Bałtycka może nie była zbyt liczna, ale potężne działa pancerników i krążowników dawały się Niemcom we znaki. Potem, po zwycięstwach sowieckich na lądzie, pomagała przy odbijaniu z rąk niemieckich wybrzeża Morza Bałtyckiego.i utrudniała dostarczanie drogą morską zaopatrzenia dla Niemców odciętych od głównej armii w krajach nadbałtyckich.
Z tego co mi wiadomo, to największy chaos z dokumentacją był u Sowietów na początku inwazji niemieckiej, gdy całe amie radzieckie były rozbijane w pył i dostawały się do niewoli niemieckiej.
Zgadzam się, że Luftwaffe była skuteczna w atakowaniu na przedpolach Leningradu i przedmieściach, a także na jeziorze Ładoga, choć w czasie zimy Sowieci też rozmieszczali na lodzie na tym jeziorze artylerię przeciwlotniczą to była ona mniej skuteczna od tej w mieście,.
Poniżej masz przykład obiektywnej krytyki Sołonina ze strony dr Łukasza Przybyły, który zresztą co do zasady ocenia jedną z jego książek pozytywnie od strony ciekawostek, umiejętności pisania autora, doboru tematu i ją poleca, z tym, że jak jednocześnie zaznacza: "Jednak trzeba pamiętać, że Sołonin nie napisał książki historycznej a publicystyczną. Stawia tezy, które nie zawsze są do obrony, momentami manipuluje cytatami i dokumentami (często nie przytaczając ich w całości, a tylko fragmentami). "
https://historia.org.pl/2011/03/02/25-cz...-recenzja/
To nie jedyny przykład. W tej chwili już nie pamiętam gdzie, ale kilka lat temu gdy bardziej interesowałem się tematyką frontu wschodniego to wiele razy spotykałem się z krytyką autorów takich jak Sołonin, Suworow czy Bieszanow przez polskich lub zachodnich historyków.(tłumaczyłem w google znalezione w necie strony anglojęzyczne dotyczące tej tematyki).Podejrzewam, że profesorzy renomowanych uniwersytetów zachodnich raczej nie powołają się nigdy na ich tezy, ani nie słyszałem żeby je popierali. Nie sądzę też, żeby kiedykolwiek zaproszono ich do współpracy z profesorami takich uniwersytetów jak np. Harvard, Yale, Stanford, Cambridge czy Oxford.
Nie twierdzę, że Sołonin opisuje nieprawdziwe historie np. te, które przytoczyłeś jak najbardziej mogły się zdarzyć, Tą o Niemcu, który zwariował przy CKM, nawet już gdzieś czytałem. Czym innym jest natomiast ocena tez i wniosków, które on wysuwa, a czym innym prawdziwość różnych zdarzeń frontowych.
Wiem, że Sowieci dopuszczali się barbarzyństwa i nie liczyli się z życiem żołnierzy

Do książek Sołonina czy Bieszanowa może kiedyś sięgnę, ale raczej po to, żeby poczytać o zamieszczonych w nich historiach opowiedzianych przez żołnierzy, a nie dlatego że ciekawią alternatywne opisy historii

Na razie jednak zamierzam przeczytać 2 książki, które do mnie dotarły z allegro: "Życie w średniowiecznym mieście" i "Życie w średniowiecznej wsi" Francesa Giesa
