03-08-2018, 09:55
#21
Może niektórzy z nich nie szukali kłopotów, ale pewnie nie mieliby nic przeciwko gdyby one znalazły ich. Mecz skończył się remisem 1:1,gdzie każdy z zespołów przestrzelił po jednym wapnie. Atmosfera na stadionie była wroga, mówiąc oględnie.
Zaraz po meczu, znany trik, który nie został jeszcze rozkminiony. Zwykli fani skręt w prawo, my za nimi. Fani prosto na dworzec. My skręt w lewo w poszukiwaniu MU. Łup! Dostałem pałą przez łeb. A ty, gdzie się wybierasz scouse bastard? Bardziej niż ten klaps służbową pałą, podkoorwiło mnie to pytanie zadane słodko przez policyjnego konstabla. Szybciej niż zdążyłbym powiedzieć Dibble, wylądowałem na glebie z rozłożonymi nogami , a pan dzielnicowy instruował mnie słodkim głosikiem, w którą dziurę wepchnie mi swój atrybut władzy, jak jeszcze raz spróbuję się oddalić od eskorty. Wkręciłem mu, że przyjechałem busem i, że cała ta stówa znikająca za zakrętem, korzysta z tego samego środka transportu. Popatrzył na mnie niepewnie i machnął ręką. Ładny kangurek, cioto. - dorzucił na odchodne. Powinienem go posłuchać, tam i wtedy. Zrzucić łach i wyje. bać go do śmieci, ale żal mi było. Poza tym pod spodem miałem tylko koszulkę na ramiączka. Nie namyślając się zbytnio, ruszyłem w żwawy pościg za naszą grupą. Nie udało mi się.
Miałem jeszcze jakieś 20 yardów do naszej bandy, gdy z bocura wyłoniło się ze dwie dyszki. Nasi myśleli, że to Mancs i ruszyli na nich, ale to były jakieś capy w czapeczkach Celtic/Everton. Takich łączonych, co były trendy w tamtych czasach pośród plastikowej chuliganki. Jeden z nich zaczął wrzeszczeć o setkach Man United, ścigających ich wszędzie. Mówił prawdę. Zanim zdążył sobie poprawić swoją wełnianą czopke, już za wzgórza wysypywała się masa Czerwonych. Durny okrzyk Zulusów, nie tylko przyciągał psy, ale też upewnił mnie, że to nie byli United finest. Bo na poprzednim meczu nie robili hałasów, nie robili zamieszania, tylko jechali z interesem, profesjonalnie. Wiedzieli, że potrafią. Bez dodatkowych efektów specjalnych, typu "macho". Utworzyliśmy szereg w poprzek drogi. Poczekaliśmy, aż przeleci pierwsza fala pocisków. Teraz. Ruszyliśmy na nich. Odpalili wroty od kopa. Nawet bez pojedynczej wymiany. Albo byli tacy ciency, albo to była.. No właśnie. Za winklem okazało się, że to była pułapka. Dobre dwie stówy rozgrzewało się tam, szykując się na nasze przyjęcie. W odróżnieniu od dwóch poprzednich starć, Everton walczył z polotem. Nie straciliśmy głowy. Ruszyliśmy na nich i powoli zaczęliśmy spychać w dół ulicy. Zobaczyłem, że na lewo odemnie typ w bluzie rugby reprezentacji Anglii, nurkuje do skipa. A na nas mówią szczury. Zobaczył, że go przytyczyłem i chciał wyskoczyć na mnie, ale zahaczył się o krawędź skipa i wypjerdolił na doopę 6 stóp odemnie. Zamiast zdoopcać, próbował na powrót wskoczyć do kontenera i gdy się z nim zrównałem, zobaczyłem po co. Cwana gapa miała tam skitraną maczetę. Drapnąłem mu żelazo z przed nosa. En Garde! Stanąłem twarzą do niego i jego bandy. Myślałem, że zrobi ostry jak moje ostrze w tył zwrot. Ale nie zrobił. Twardy skkurwiel nie cofnął się ani o cal. Ale jego ziomkowie równo wyszli z bloków i go zostawili. To mu podcięło skrzydła i próbował spjerdolić po cichu, na paluszkach. Teraz? Jak się sprawy nie poukładały? O nie stary. Daleko mi nie uciekł, nawet bez pomocy nadbiegających moich funfli. Zawinął się na latarni, pędząc niczym ślepy rumak. W parę sekund zaczęła się rąbanka i essa-essa. Wiele osób do dziś uważa, że to ja go wtedy oprawiłem, ale to nie byłem ja. Koniec tematu. Cięcie.
Dodam, że niespecjalnie wzruszyła mnie jego historia i szerokie rany cięte nie zrobiły na mnie wstrząsającego wrażenia. Żadnej traumy. No combat ptsd. Chyba nie miał niewinnych zamiarów jak sobie chował tą maczetę w skipie. Nie mam wątpliwości, że by jej użył gdyby miał taką szansę.
ŚWIEŻO MALOWANE
Zaraz po meczu, znany trik, który nie został jeszcze rozkminiony. Zwykli fani skręt w prawo, my za nimi. Fani prosto na dworzec. My skręt w lewo w poszukiwaniu MU. Łup! Dostałem pałą przez łeb. A ty, gdzie się wybierasz scouse bastard? Bardziej niż ten klaps służbową pałą, podkoorwiło mnie to pytanie zadane słodko przez policyjnego konstabla. Szybciej niż zdążyłbym powiedzieć Dibble, wylądowałem na glebie z rozłożonymi nogami , a pan dzielnicowy instruował mnie słodkim głosikiem, w którą dziurę wepchnie mi swój atrybut władzy, jak jeszcze raz spróbuję się oddalić od eskorty. Wkręciłem mu, że przyjechałem busem i, że cała ta stówa znikająca za zakrętem, korzysta z tego samego środka transportu. Popatrzył na mnie niepewnie i machnął ręką. Ładny kangurek, cioto. - dorzucił na odchodne. Powinienem go posłuchać, tam i wtedy. Zrzucić łach i wyje. bać go do śmieci, ale żal mi było. Poza tym pod spodem miałem tylko koszulkę na ramiączka. Nie namyślając się zbytnio, ruszyłem w żwawy pościg za naszą grupą. Nie udało mi się.
Miałem jeszcze jakieś 20 yardów do naszej bandy, gdy z bocura wyłoniło się ze dwie dyszki. Nasi myśleli, że to Mancs i ruszyli na nich, ale to były jakieś capy w czapeczkach Celtic/Everton. Takich łączonych, co były trendy w tamtych czasach pośród plastikowej chuliganki. Jeden z nich zaczął wrzeszczeć o setkach Man United, ścigających ich wszędzie. Mówił prawdę. Zanim zdążył sobie poprawić swoją wełnianą czopke, już za wzgórza wysypywała się masa Czerwonych. Durny okrzyk Zulusów, nie tylko przyciągał psy, ale też upewnił mnie, że to nie byli United finest. Bo na poprzednim meczu nie robili hałasów, nie robili zamieszania, tylko jechali z interesem, profesjonalnie. Wiedzieli, że potrafią. Bez dodatkowych efektów specjalnych, typu "macho". Utworzyliśmy szereg w poprzek drogi. Poczekaliśmy, aż przeleci pierwsza fala pocisków. Teraz. Ruszyliśmy na nich. Odpalili wroty od kopa. Nawet bez pojedynczej wymiany. Albo byli tacy ciency, albo to była.. No właśnie. Za winklem okazało się, że to była pułapka. Dobre dwie stówy rozgrzewało się tam, szykując się na nasze przyjęcie. W odróżnieniu od dwóch poprzednich starć, Everton walczył z polotem. Nie straciliśmy głowy. Ruszyliśmy na nich i powoli zaczęliśmy spychać w dół ulicy. Zobaczyłem, że na lewo odemnie typ w bluzie rugby reprezentacji Anglii, nurkuje do skipa. A na nas mówią szczury. Zobaczył, że go przytyczyłem i chciał wyskoczyć na mnie, ale zahaczył się o krawędź skipa i wypjerdolił na doopę 6 stóp odemnie. Zamiast zdoopcać, próbował na powrót wskoczyć do kontenera i gdy się z nim zrównałem, zobaczyłem po co. Cwana gapa miała tam skitraną maczetę. Drapnąłem mu żelazo z przed nosa. En Garde! Stanąłem twarzą do niego i jego bandy. Myślałem, że zrobi ostry jak moje ostrze w tył zwrot. Ale nie zrobił. Twardy skkurwiel nie cofnął się ani o cal. Ale jego ziomkowie równo wyszli z bloków i go zostawili. To mu podcięło skrzydła i próbował spjerdolić po cichu, na paluszkach. Teraz? Jak się sprawy nie poukładały? O nie stary. Daleko mi nie uciekł, nawet bez pomocy nadbiegających moich funfli. Zawinął się na latarni, pędząc niczym ślepy rumak. W parę sekund zaczęła się rąbanka i essa-essa. Wiele osób do dziś uważa, że to ja go wtedy oprawiłem, ale to nie byłem ja. Koniec tematu. Cięcie.
Dodam, że niespecjalnie wzruszyła mnie jego historia i szerokie rany cięte nie zrobiły na mnie wstrząsającego wrażenia. Żadnej traumy. No combat ptsd. Chyba nie miał niewinnych zamiarów jak sobie chował tą maczetę w skipie. Nie mam wątpliwości, że by jej użył gdyby miał taką szansę.
ŚWIEŻO MALOWANE
Klęski na nich spadną, nieszczęścia liczne i nędza straszna. Pan wygubi ich plemię. Nikt karmy im nie poda, ani pragnienia nie ugasi. Jedynie ci, co do ich upadku się przyczynili i swoich się wyparli, żywota własne ratując, ci z naczelnikiem makowiec będą opijerdalać.
Akoplipsa wg. 1Pana 7:12