Znam tam jednego z czołowych napastników Cardiff, który jest wspominany w tej książce River'sa i Jones'a. Dobry z niego łobuziak i wielokrotnie był u nas goszczony na Evertonie. Przyznam, że nie spotkałem jeszcze, bardziej szczerego gościa niż on. Myślę, że napisałby trochę inną historię, prawdziwą,ponieważ rzeczy, które o nas napisali dj Dai (Jones) i Lakey (Rivers), są raczej mocno dyskusyjne, oględnie mówiąc. Jak sami przyznali, jeden z nich jest niemal Kopajtem (fanem Liverpoolu - dop. tłum.),więc jak dla mnie, nie dziwi nic. Widziałem się z Lakey'm, gdy był członkiem panelu, na spotkaniu w Liverpoolu, poświęconemu hool-bookom. Pogadaliśmy wtedy dłuższy czas, próbując ustalić nasze niezgodności. Spotkałem też Dave'a. Obaj to dobre chłopaki, ale matematyka nie jest ich najsilniejszą stroną!
Wejźmy przykładowo, pierwsze nasze spotkanie z roku 1977, opisane przez nich. Ich ziomek wspomina, że cztery koła Evertończyków w moherowych sweterkach, przyjechało dwoma pociągami (strasznie długie pociągi musiały jeździć w tamtych czasach) i zostali zdemolowani, po czym biegusiem wrócili na stację, a było dopiero 20 po 4. Owszem Everton cofnął się wtedy, ale na pewno nie byliśmy w pociągu, zanim się mecz nie skończył. Trzymajmy się rzeczywistości. Jeśli to była najważniejsza zdoopcanka, to niezłe bitwy musieli oni tam mieć, przez te wszystkie lata.
Ich opis wydarzeń z dnia, gdy my graliśmy na Newport w Pucharze, a oni w ten sam dzień, podejmowali Millwall, wtedy gdy ich mecz został odwołany i obie firmy (Soul Crew CC i F-Troops z the Wall - dop. tłum.) pojawiły się na trybunach w Newport, ma zayebistych początek. Cały sektor przyjezdnych został wtedy podzielony na trzy, dobrze od siebie odseparowane sekcje. Szkoda, że wszystko popsuli stwierdzeniem, że Everton próbował namówić wtedy Millwall, na wspólny atak wymierzony w Cardiff. To tak, jakby ktoś napisał, że Cardiff błagało Swansea o wsparcie przeciwko siłom Flint Town United FC. Każdy kto zdawał sobie sprawę, jak wiele jest nienawiści pomiędzy nami, po tym jak siedmiu Londyńczyków, zostało podźganych majchrami u nas na Pucharze w latach 70.,wiedziałby, że oni nie naszczaliby na nas, nawet gdybyśmy się palili żywcem.
Pomimo tych nieścisłości, Cardiff nie tylko można, ale wręcz trzeba, zaliczyć do topowych ekip w kraju. Dokument z 2002., jeszcze tylko poprawił im, ich i tak bardzo złą reputację. Ale za naciągane uważam stwierdzenie, że ich banda u siebie, jest nietykalna. Słyszałem, że Mancs z United, pozwalali tam sobie na wiele. Obiło mi się też o uszy, że ostatnio Spurs, powitali ich gorąco i że Walijczykom na długo pozostanie w pamięci, to przyjęcie w północnym Londynie. Byłem też niedawno świadkiem, jak wielu tak zwanych chłopaków od nich, podczas meczu Rosja-Walia, wolało oglądać z bezpiecznego hotelowego baru, to co działo się na zewnątrz, nie przejawiając specjalnych chęci, by przyłączyć się do tańca.
Na bank mają tam potencjał i mogą się stać kiedyś wielkim klubem. Chciałbym, żeby w najbliższej przyszłości, awansowali do Premiership i pokazali na co ich tak naprawdę stać. Pragnąłbym też, żeby ich prezes Sam Hammam przejął Everton. Chłop jest niezły czub i wpasowałby się u nas idealnie. A ja być może dostałbym drugie życie, extra bilkę, kartę "wychodzisz wolny z więzienia" i powróciłbym na mój ukochany Goodison.
ŚWIEŻO MALOWANE
-Andy, dzieciaku! Podaj no piłeczkę!! Raz! Raz!
Cole w tym momencie miał już dosyć.
-O co ci chodzi fiucie jebbany?! Jaki masz problem?!
-Problem? Ty jesteś moim jedynym problemem. Bo widzisz, ja kocham United, a ty grasz tam choojnie!!
T. O'Neill Men In Black