W sobotni wieczór czeski mecz mi się trafił.
Tamtejsze klimaty około stadionowe,kojarzyłem głównie z oglądniętego w dzieciństwie czeskiego filmu ,,Proć?'',który nakręcono na podstawie zdarzeń faktycznie mających miejsce w Czechosłowacji.W skrócie wyjazd kibiców Sparty Praga na mecz pociągiem grozy, jak to się kiedyś potocznie nazywało.
Pod wejściem na sektor jak to zwykle bywa pojawiłem się 5 minut przed meczem czyli za późno,bo kontrola na bramkach przebiegała ślamazarnie,a kłębiący się przede mną tłum oceniłem na większy procent publiczności zasiadający na moim sektorze.
Byłem chyba ostatnim ,który widział kołowrotki,ale przywilej ten utraciłem bardzo szybko na rzecz miejscowego gryma,wyraźnie ode mnie starszego,wyższego(!)i szerszego.Szeroki był jak meblościanka w dużym pokoju.
Metraż ten raczej wyssał z mlekiem matki,bo na lubiącego ćwiczyć nie wyglądał.
W ogóle to nie wyglądał na kogoś ,kto lubi cokolwiek.
Na zewnętrznej części dłoni miał wytatuowane 1893.Moje przypuszczenia potwierdziły gogle,że była to data założenia Sparty Praga i zapewne ostatnia rzecz jaką zapamiętują przeciwnicy Gryma.
Pomimo tego ,że widziałem już tylko jego plecy postanowiłem się trzymać chłopa ,dzięki czemu tempo dotarcia na stadion uległo znacznemu przyspieszeniu.
Trzeba obiektywnie przyznać,że naginał trochę przepisy kolejkowe(ja chyba też skoro się go trzymałem),więc w pewnym momencie został okrzyczany,że się przepycha przez gościa dużo mniejszego od siebie.
Ciekawostką był fakt,że ten gość był nawet dużo niższy od mnie.
Akcja działa się koło mnie ,więc miałem ją przedstawiona jak na telefonie,albo podaną na telefonie jak kto tam woli.
Grym był małomówny,widać,że trochę zmęczony trwającym dla niego kilka godzin dniem i do tego wszystkiego ta sytuacja ewidentnie układała się nie po jego myśli.
Odwrócił się,więc do nas plecami.Tak,tak, był tak szeroki,że mi i temu małemu zasłaniał równocześnie przody.Patrzac z perspektywy czasu wydaje mi się,że Maly mial ewidenty problem z zapamietaniem daty założenia klubu i za wszelką cenę chciał to zmienić.
W bezpośrednim sąsiedztwie gdzieś tak na wyciągnięcie pałki miał policjantøw w kominiarkach wiēc dostał wiatru w żagle licząc na wsparcie mundurowych w razie ewentualnego natłoku nauki.
Wziął w pewnym momencie i pacnął asekuracyjnie tego Gryma jedną ręka w plecy.Jako,że szeroki zasięg ramion Gryma uniemożliwiał w tym tłumie przypomnienie Małemu daty założenia klubu to zastosował środek zastępczy w postaci wolno uniesionego łokcia,który znalazł się w pewnym momencie na wysokości nosa małego agresora.
Każdy logicznie myślący wykonał by w tym czasie przynajmniej pięć uników,ale jak się za chwilę miało okazać Mały nie należał akurat do takich osób.Nie wiem na co liczył.Chyba tylko na to,że kurtka na łokciu bedzie miała łatę z datą.
Sekundę później Mały patrzył na mnie,a ja na jego zakrzywiony mocno w lewą stronę nos.
Widząc brak wsparcia z mojej strony swój nos skierował w stronę sąsiadujących z nim kominiarzy.Ci natomiast grzecznie i cierpliwie tłumaczyli mu (tak to brzmiało i wyglądało,bo za wiele czeskiego nie opanowałem),że nie wolno się przepychać i trzeba cierpliwie czekać na swoją kolej.I ,że z nosem będzie wszystko w porządku,tylko najlepiej w toalecie na stadionie przemyć sobie wodą krew z twarzy.
W tym czasie Grym najspokojniej w świecie przechodził sobie przez kołowrotki na teren stadionu.
A derby jak to derby rządzą się swoimi prawami.Wiadoma sprawa,ale że aż tak to nie przypuszczałem.
Do przerwy 3-0 dla Sparty.
Bramkarz Slavii nie tylko ubiorem,ale i formą przypominał przeniesionego w czasie z lat 80tych.
Trzy brameczki puścił po strzałach w krótki róg.
Pierwszą sam sobie strzelił(!),drugą kolega z drużyny i dopiero za trzecim razem pokonał go przeciwnik.
Było tak zimno,że za cel postanowiłem dotrwać do 70 minuty.
Jesli do tego czasu Slavia nie złapie kontaktu to później co najwyżej katar,a ja unikajac kolejek, tym razem po meczu, będę w cieple i spokoju łapał za kolano wieprzowiny czyli popularnie tak w Czechach nazywaną golonke i oczekiwał na rzesze świętujących zwycięstwo Spartan przy ulicy Hradczanskiej niedaleko stadionu.
Oczywiście równo w 70 min. Slavia łapie kontakt....A dwanaście minut później kiedy trafia po raz drugi wiem,że po golonkę ,a jak się następnie okaże samo miejsce do siedzenia będę czekał w kolejnym tłumie tyle,że tym razem bez profesora od historii Spartw sąsiedztwie.
Dodam jeszcze ,że w międzyczasie napastnik gospodarzy przypomniał mi lata moich nieudolnych prób biegania za pilką i z pięciu metrów załadował z główki obok stojącej przed nim pustej bramki.Nie zdziwiłbym się gdyby pochodził z Serbii,bo przypomniało mi się ,że w pierwszej połowie walnął w podobnej sytuacji nad bramką tyle,że nogą.Jak nie wierzycie to obejrzyjcie skróty meczu.
Przemarznięty jak Urubko na K2, na ostatnią akcję meczu wyciągam telefon i zaczynam nagrywać bo czuję bramkę soplem lodu zwisającego u nosa.
Zamieszanie w polu karnym gospodarzy,zawodnik gości pada jak długi,gwizdek sędziego milczy,Sparta wychodzi z groźną kontrą,która zostaje fatalnie rozegrana przez najprawdopodobniej tego Serba.
Sędzia przerywa mecz i biegnie oglądać w telewizji powtórkę tego co wydarzyło się kilka chwil wcześniej w polu karnym Sparty.
Podejmuję jedyną słuszną decyzję ,czyli dyktuje rzut karny dla Slavii!
Żal tylko tej kontry,że zakończyła się fiaskiem,bo wtedy musiałby najpierw uznać gola dla Sparty,a później popatrzeć w telewizor.
Oj czegoś podobnego w epoce VAR chyba jeszcze nie grali.
Zapewne w celu podniesienia ciśnienia kapitan gości wali z karnego ile fabryka dała w sam środek i oczywiście od poprzeczki.3-3!!!
Przy wyjściu spotykam Gryma,widać ,że jest wyraźnie przybity tym SPARTAczonym wynikiem.
Na stadionie komplet publiczności.Bilety rozeszły się w kilka dni.
Slavia dostała tylko tysiąc wejściówek.
Tą Slavię co ciekawe założyli studenci i ma dwa stadiony.
Stary położony jest obok największego stadionu na świecie,czyli Strachowa,Jest zadaszony i utrzymany w idealnym stanie,ale nie widziałem go z bliska,bo zwiedzając ogromny Strahov nie miałem pojęcia,że ze z tym kolosem dzieli go jedynie ulica.Niestety,akurat nie ta którą przybyłem na stadion

Drugi to juz korpo arena z prawdziwego zdarzenia z oknami pokoi hotelowych wychodzących na trybuny i murawę.
Jeden i drugi klub posiada sporo kibiców.Nie mam pojęcia,który więcej.Jedno jest jednak pewne,czego nie ukrywają kibice Slavii,że w rywalizacji na mieście zdecydowanie większą skutecznością popisują się fani Sparty.
Lot z Krakowa do Pragi Ryanairem równe 130 pln.
Wylot w czwartek,powrót w niedziele szkoda tylko,że w samo południe,bo przez to nie zobaczyłem zarówno Victorii Zizkov z Hladec Karlowe granego o 10.15 jak i Bohemki,która swoje spotkanie rozgrywała o 15.
Następnym razem postaram się jeszcze coś wycisnąć z OFD na których byłem tydzień wcześniej,bo jak widać słabo mi idzie na chwilę obecną.